sto sześćdziesiąty siódmy dzień trwania projektu
W trakcie lektury jednej z najciekawszych książek 2015 roku stanowiącej niesamowity zbiór najciekawszych i najbardziej soczystych polskich reportaży natknęłam się na świetnie pasujący do moich poszukiwań warunków pracy artystycznej we wsi wątek edukacji prowadzonej przez jednego z nauczycieli z Gąsek. Jest rok 1965. Czas jakby się zatrzymał...
"- Wam, mądralom z miasta, wydaje się, że bardzo łatwo jest
prowadzić działalność kulturalną w terenie według waszych wzorów i pomysłów.
Ale w zetknięciu z rzeczywistością wiele pięknie obmyślonych koncepcji
rozlatuje się w strzępy. Ja też przed pary laty jechałem tu naszpikowany ideami
pracy organizacyjnej w środowisku według najambitniejszych wzorów.
…Pokażę, co można zrobić w terenie – mówiłem sobie po
drodze – stworzę prawidłową oazę kwitnącej kultury. Musi być klub dyskusyjny, w
którym będą występować czołowi literaci i naukowcy. Już ja potrafię ich
nakłonić do przyjazdu… Zespół artystyczny nie dorówna być może osiągnięciom „Śląska”
czy „Mazowsza”, ale musi mieć oryginalny program oparty o folklor Podlasia… Wszystko
to wydawało mi się osiągalne i możliwe. Nieraz przecież chwalono mnie w szkole,
mówiono o mych talentach organizacyjnych. Na miejscu rzecz okazała się dużo
trudniejsza. Ludzie byli bierni i obojętni, zmontowanie jakiejkolwiek imprezy
tez nie było łatwe.
Chciałem na przykład sprowadzić na wieś literatów, pokazać
ich ludziom, zorganizować spotkanie i dyskusję. Ale nikt nie chciał przyjechać.
Po miesiącach starań udało mi się zaagitować młodego poetę.
Wyglądał istotnie poetycko. Miał długie włosy i obgryzał
paznokcie. Ale poezja jego była zupełnie niezrozumiała. Bez rytmu i bez sensu. Jak
pokazać takiego ludziom na wsi? Na szczęście na spotkanie przyszedł tylko jeden
stary, rozkochany w książkach dziwak i babina, która trafiła tu przez pomyłkę.
To było pierwsze i ostatnie spotkanie tego typu. O zespole
artystycznym też nie było mowy. Młodzież nie chciała słyszeć o ludowych tańcach
i melodiach. Po prostu ignorowała wszystkie mogę propozycje i apele. Zrezygnowałem
ze swoich ambitnych planów. Ograniczyłem się do odrabiania swej szkolnej
pańszczyzny. Reszta mnie nie obchodziła. Aż nastąpił wstrząs. W naszej wsi
popełniono zbrodnię. Jeden z chłopców zamordował na rozstajnych drogach
siekiera sąsiada, sądząc, że to diabeł.
[…]
Wkrótce zrozumiałem, że stare schematy pracy kulturalnej,
dawny typ działacza, każącego na siłę ubierać zespoły w stroje ludowe lub też
odgrywać im naiwne jednoaktówki z patriotycznym wydźwiękiem i umoralniającym zakończeniem,
trąci myszką. Młodzież marzy o motocyklach i innych osiągnięciach współczesnej
techniki. Najwyższym ideałem kształtującym marzenia i tęsknoty jest życie
miejskie ze wszystkimi jego atrybutami. Dziś wielki świat nie jest dla nich
daleki i zamknięty. Woła do nich hałaśliwą muzyką głośników radiowych, oglądają
go na ekranach kin, a coraz częściej i telewizorów, czytają w prasie…
…W tym kierunku musi iść praca kulturalno-oświatowa, jeżeli
nie ma być fikcją lub zjawiskiem wyjątkowym".
Lesław Gnot,
Boczne
drogi, Lublin 1965, cyt za:
100/XX +50.
Antologia polskiego reportażu XX wieku. Tom 3 1910-2000, red. M. Szczygieł,
Warszawa 2015